niedziela, 11 marca 2012

Kobieta w polskiej demokracji – ściszony głos, który trzeba usłyszeć


Nie jest żadną nowością, że kobieta nadal nie jest równa mężczyźnie. Nie jest żadną nowością, że prawo i obyczaje nie są sprawiedliwe i nie regulują wielu kwestii – elementarnych zresztą – z kobietami związanych. Kobieta – mimo, że mamy XXI wiek – jest traktowana jako ta gorsza. Mężczyźni sami sobie nadali prawo do decydowania o kobiecym losie, mimo że niewiele o nim nie wiedzą. Nie rodzą dzieci, ani nie prowadzą domu. W większości polskich rodzin etos „kury domowej” to codzienność. To, że nie mamy uregulowanego, normalnego prawa reprodukcyjnego kobiet, to nic innego jak zasługa ugrupowań prawicowych, które dają sobie monopol na prawdę, która oparta jest na wykładni katolickiej w świeckim państwie. Przezabawne, że stoimy pod dyktatem Kościoła i nie potrafimy się mu sprzeciwić. Nie mamy ustawy parytetowej, a więc kwestia równości jest niespełniona. Dlaczego? Mężczyźni boją się, że kobiety wyprą ich z działalności? A może, że lepiej sobie poradzą?
Historia pokazuje, że kobieta potrafi niejednokrotnie podjąć lepszą decyzję niż mężczyzna. Nie oznacza to, że mężczyzna nie potrafi, absolutnie! Chodzi tylko o to, żeby dać równe prawa – zarówno jednej stronie, jak i drugiej. W chwili obecnej ten warunek spełniony nie jest i sądzę, że jest to podstawowy błąd polskiej demokracji. Kobiety mają prawo uczestniczyć w życiu publicznym tak samo efektywnie jak mężczyźni. Padają pytania ze strony posłów: ale gdzie znaleźć połowę kobiet, które się nadadzą do działalności w politycznej? I to jest szczyt dyskryminacji; to sugestia, że kobiety są głupsze. A przecież to absurd. Równie dobrze można pytanie odwrócić: gdzie znaleźć połowę mężczyzn, którzy są odpowiednimi kandydatami do reprezentowania społeczeństwa? Nie ma żadnych podstaw do tego, aby dyskryminować kobiety, ograniczać ich rolę. Płeć żeńska – owszem – ma nieco inne uwarunkowania fizyczne, ale mitem jest, że nie jest tak samo przystosowana do pełnienia ważnych funkcji. Wręcz przeciwnie – niejednokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacją kiedy  kobieta „wyciągała za uszy” to, co wcześniej „spaprał” mężczyzna.
Dzisiaj się mówi o sukcesie w polskiej polityce, ponieważ walczymy o 35% kobiet na listach wyborczych. A przepraszam, jakiż to jest sukces? Czy to jest połowa? Czy może ja nie potrafię liczyć? Jest lepiej – owszem – ale na tym nie można zaprzestać. Właściwa ustawa parytetowa to równe szanse, czyli zgodne z logiką 50%. Natomiast to, co mamy teraz, to dopiero krok ku równości.
Wreszcie sprawa aborcji – kluczowa. Obecna ustawa aborcyjna, która mówi, że życie która dopuszcza przerywanie ciąży w niektórych przypadkach, jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Nie ma żadnych przesłanek, aby życie ludzkie w fazie prenatalnej było gorzej chronione niż w jakiejkolwiek innej fazie. Dziś, środowiska skrajnie prawicowe chcą, aby aborcja była zabroniona w każdym przypadku. Czy to jest normalne? Znowu głos Kościoła bierze górę? Ustawa aborcyjna jest przede wszystkim po to, by chronić kobiety, ich zdrowie, by zapobiegać patologiom. Czy któryś z mężczyzn jest w stanie wejść w ciało i psychikę kobiety i zrozumieć czym jest ciąża, z jak wielkimi zmianami się wiąże? Nie, nie jest w stanie, bo żaden z nich nie rodził dzieci!
Kolejna sprawa to In vitro – kwestia kontrowersyjna dla katolików (jak zwykle, warto zauważyć, że głos Kościoła jest dominujący). In vitro, bez cienia wątpliwości, to szansa nie tylko dla kobiet, ale i dla mężczyzn. To szansa na to, że będą mogli zaspokoić swoje pragnienia o posiadaniu dziecka. Dlaczego państwo – pozornie nowoczesne, europejskie, demokratyczne – nie chce dać szansy młodym ludziom na to, aby byli szczęśliwi. Medycyna na to pozwala, ale prawo już nie i to się musi zmienić.
I wreszcie sprawa ostatnia – równe traktowanie kobiet i mężczyzn. Nie może mieć miejsca sytuacja, w której głos kobiety ma mniejsze znaczenie aniżeli mężczyzny. Oboje są równi i oboje mają prawo do wyrażania własnych poglądów, do brania ich pod uwagę w dyskursie publicznym. Niższe pensje dla kobiet za tę samą pracę, którą wykonują mężczyźni to także fakt absolutnie naganny. Nie może być przyzwolenia na to, aby – z powodów zupełnie nieznanych – kobiecie płacono mniej za to, że pracuje tak samo efektywnie jak mężczyzna, ba, często – o wiele efektywniej. Słysząc pewną socjolożkę w telewizji, która mówi: te 10-15% mniej w przypadku pensji kobiet, to nie jest tak bardzo dużo, dostaję spazmy. Czy w ogóle pracodawcy zdają sobie sprawę, że owo 10% to różnica kolosalna? Kobieta nie jest gorsza. Na żadnej płaszczyźnie. I nie może harować, jak przysłowiowy wół.
Słyszy się głosy szowinistów, że feministki to zło konieczne. Bzdura. Feminizm jest kategorią, która nie zakłada wykluczenia mężczyzn, ale równorzędnego traktowania. Ma na celu postawić kobietę obok mężczyzny, a nie poniżej niego. Musi się zniszczyć ten średniowieczny mit, który głosi, że tylko mężczyzna może być u władzy, i że to mężczyzna jest głową (rodziny, państwa, instytucji).
Czas skończyć z patriarchalnym modelem, bo dyskryminuje kobiety. XXI wiek to nie tylko okres, w którym płeć żeńska powinna walczyć o swoje prawa, ale także je zdobywać.
Angielskie sufrażystki rozpoczęły dzieło, a dziś Wy – kobiety nowoczesne, otwarte i zdeterminowane – musicie je dokończyć. Ale także i Wy – Panowie, powinniście otworzyć szeroko oczy i zrobić wszystko, aby naszym Paniom żyło się lepiej, aby miały prawo decydowania o sobie. Aby nie musiały rezygnować z marzeń czy planów zawodowych. Właśnie dlatego – przedsięwzięcia, takie jak organizowane co roku Manify, popieram. W tym roku także, odważnie wyszliście (dziewczęta, kobiety, chłopcy i mężczyźni) i głośno wołaliście, walczyliście o to, by żyło Wam się lepiej (nam WSZYSTKIM lepiej!). Wierzę w to, że – prędzej czy później – uda się osiągnąć sukces. Musi się udać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz