piątek, 3 lutego 2012

Chamstwo polityczne, czyli poPiS tolerancji posła Dziedziczaka

  W związku z niedawnym przybyciem Tadeusza Rydzyka do Sejmu, rozpętała się wojna. Aż dziwne, że tyle emocji może wzbudzić jeden pan w sutannie. Co niektórym posłom i posłankom, owa wizyta przywróciła radość życia, np. na twarzy posłanki Beaty Kempy (Solidarna Polska) pojawił się uśmiech szeroki jak widnokrąg, a oczy rozbłysły optymizmem. Obecność szefa Radia Maryja spowodowała wprost ekstatyczny zachwyt. Bomba! Wszystko szło pięknie, ale do czasu...
  Wystąpienie Anny Grodzkiej (Ruch Palikota), w którym wypowiadała się o ojcu Rydzyku per pan, tak wzburzyło posłów, że musieli się zemścić. Cała sytuacja przypominała pobojowisko. Aż dziwne, że nie polała się krew. Ale przecież gdyby do tego doszło – zapewne arcybiskup Michalik by pobłogosławił i uzasadnił, że z ludźmi, którzy chcą niszczyć tradycję chrześcijańską, a wraz z nią – Polskę, trzeba walczyć. (To już znane; stały motyw kleru.) Przecież prawdziwy Polak to katolik. Jak krzyczeli na Podkarpaciu sympatycy Radia Maryja: "albo będzie Polska katolicka, albo żadnej". Ale do meritum. Nie zdziwiłbym się, gdyby posłów uraziły słowne ataki wobec Tadeusza Rydzyka, czy gdyby próbowano – w jakikolwiek sposób – znieważyć przedstawiciela Kościoła. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, co niewłaściwego jest w zwracaniu się do ojca Rydzyka per pan? Czyżby posłowie nie mieli pewności, że ksiądz Tadeusz jest faktycznie mężczyzną? Eee, chyba nie. Przecież ewidentnie widać, że to „chłop z krwi i kości”. A może uraził ich fakt, że dla posłanki Grodzkiej nie jest jej ojcem? Może to kolejny przykład nietolerancji wobec tych, którzy księdza traktują jak osobę świecką (cywilną)? (Bynajmniej nic w tym złego.) Przecież w takim charakterze do Sejmu przybył ojciec Rydzyk. Wizyta związana była z decyzją nieprzyznania koncesji TV Trwam przez KRRiT, nie zaś z odprawianiem mszy, ewangelizacji czy spowiedzi. Parlament to nie Kościół. Zwracanie się per pan nie jest obraźliwe i nie narusza godności drugiej osoby. Skąd więc oburzenie posła Dziedziczaka wobec słów Anny Grodzkiej? 
  Zapewne stąd, że jako przykładny katolik broni swoich przedstawicieli przed groźnymi atakami. Także wtedy, gdy nie mają one miejsca. Skierowane do posłanki słowa: „ma PAN rację” – to nic innego jak przejaw dyskryminacji ze względu na jej seksualność. To wykorzystanie faktu, że przeszła zmianę płci, a transfobiczny Jan Dziedziczak się z tym nadal nie godzi, traktuje ją jak mężczyznę. Wykorzystywanie płci, orientacji, wyznania czy przekonań jako narzędzia agresji, to nie tylko brak tolerancji, ale przede wszystkim zacietrzewienie, głupota i największego kalibru prymitywizm. 
  Z nadzieją czekam na to, że komisja etyki ukarze posła PiS naganą za jawną dyskryminację. 
  Panie (p)ośle, żenua roku 2012!

3 komentarze:

  1. świetne !
    Zabawne i treściwe.
    Poruszył pan (bez urazy) drażniący mnie temat.
    Pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łuki, muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem twojego stylu pisania :) oby tak dalej!!!!!

    OdpowiedzUsuń