sobota, 4 lutego 2012

Dyskryminacja w Polsce - problem społeczny, psychologiczny, kulturowy


  Nie mam wątpliwości, że polscy przedstawiciele mniejszości: religijnych, seksualnych, etnicznych – niejednokrotnie czują się dyskryminowani. Jakoś tak się złożyło, że Polakom podoba się to, co powszechne, dominujące, „zwyczajne”. Wszelkim „odstępstwom od normy”, za którą to uważa się to, co się chce uważać, a nie to, co normą w istocie jest – mówi się stanowcze NIE! I to jest chyba elementarny problem świadomości części polskiego społeczeństwa, które oprócz kierowania się własną intuicją, przekonaniami, pozostaje pod wpływem różnych instytucji, organizacji, które nie tylko narzucają swój światopogląd, ale też uważają za jedynie słuszny. Problemem jest nie tylko to, że pozbawia się szacunku ludzi, którzy na ów szacunek zasługują (a każdy człowiek na szacunek zasługuje), ale także to, że uczy się wobec nich nienawiści.
  Faktem jest chociażby incydent całkiem świeży, albowiem zatwierdzenie symbolu ONR „Zakaz pedałowania”, który oprócz tego obrzydliwego, dyskredytującego hasła, zawiera także obrazek przedstawiający inicjację seksualną dwóch mężczyzn. Proszę sobie wyobrazić, że na ulicę wychodzą przedstawiciele ONR właśnie z takim transparentem i jawnie wygłaszają swoją nienawiść wobec osób homo- czy też biseksualnych. Ci, którzy zgodzili się na legalizację takiego symbolu, są albo ludźmi nietolerancyjnymi i utożsamiającymi się z poglądami działaczy ONR, albo pozbawionymi zdrowego rozsądku. Nie ma zgody na to, ażeby popierać działania, które wzywają do nienawiści wobec pewnej grupy osób. Uściślając – nie ma zgody na szerzenie przemocy słownej, wykluczenia, homofobicznej propagandy. To, że nie każdy człowiek musi akceptować zjawiska sprzeczne z jego kanonem wartości, katalogiem moralnym czy też przekonaniami, nie oznacza, że ma prawo wzywać do nienawiści, obrażać drugiego człowieka, zakazywać mu bycia tym, kim jest, tym bardziej, że nie krzywdzi on innych ludzi.
  Warto wskazać różnicę pomiędzy akceptacją a tolerancją. Tolerancja to nic innego jak zdolność do zniesienia, ścierpienia sytuacji, która jest niezgodna z naszymi przekonaniami. Akceptacja zaś to pełne zrozumienie i brak jakichkolwiek wyrzutów wobec stanu faktycznego. Nikt nie nakazuje akceptować mniejszości seksualnej, ale ją tolerować. W kraju cywilizowanym, nowoczesnym – a za taki staram się Polskę uważać – nie ma miejsca na wykluczenie i agresję, zarówno słowną jak i fizyczną. Dziwi jednak fakt, że ktoś zezwala na propagowanie obraźliwych treści i pozwala na legalizację w fakcie ustanowienia ich za symbol. Jeszcze bardziej zastanawia fakt, że ugrupowania prawicowe, które uważają się za tolerancyjne, stojące na straży moralności, dodam – chrześcijańskiej, pozwalają na dyskryminację mniejszości.
  Często słyszy się od przedstawicieli rządu słowa, które nie tylko są przejawem nietolerancji, ale agresji właśnie. Najlepszym przykładem jest zjawisko sejmowe, kiedy to poseł lewicy, zdeklarowany gej użył w swoim przemówieniu słów: „cios poniżej pasa”. Posłowie okazali się szalenie niedojrzali, ponieważ większa część z nich zaczęła głośno rechotać. Zachowanie nie tylko dziecinne, ale też dyskryminujące i żenujące. Szkoda, że sam premier, człowiek, który za ów rząd odpowiada, głupio się śmiał. Cóż śmiesznego w słowach, których na co dzień każdy z nas używa, kiedy czuje się czymś urażony, zniesmaczony? Cóż dziwnego w użyciu owego sformułowania? Argumentacja, że posłowie odczytali te słowa w kontekście seksualnym to już szczyt głupoty.
  Warto dodać, że oprócz dyskryminacji przedstawicieli mniejszości seksualnych w Polsce, mamy do czynienia z rozległym myśleniem stereotypowym. „Murzyn to zacofaniec”, „Żyd to złodziej”, „gej to pedofil”, wyznanie inne niż rzymsko-katolickie to tak zwana „kocia wiara za dolara”. Może czas z tym skończyć i zacząć myśleć racjonalnie, przestać obrażać środowiska mniejszości seksualnych, etnicznych, religijnych? Może warto spróbować zrozumieć takich ludzi, poprowadzić dialog?
  Ksenofobia, która w Polsce jest nader częsta, to zjawisko szalenie niebezpieczne, nie tylko ze względu na fakt szufladkowania ludzi, ale też uważania ich za gorszych. Do tego dochodzą incydenty agresji, przemocy,  potężne wykluczenie i wreszcie wrogość, nienawiść. Przypadek na zjeździe Radia Maryja, gdzie pojawił się czarnoskóry duchowny. Ojciec Dyrektor (Tadeusz Rydzyk, przyp. red.) jednoznacznie zwrócił się do afrykańskiego przedstawiciela słowami: „Murzyn, on się nie mył wcale.” To absolutnie niedopuszczalne i dyskredytujące. Afroamerykanin uznany symbolicznie za człowieka brudnego, gorszego. I takie słowa pozwala sobie wypowiadać hierarcha Kościoła? Człowiek, który – w istocie – ma uczyć tolerancji i szacunku wobec bliźniego? Kto daje przyzwolenie na takie zachowania? Wierni, niestety. Codziennie słyszy się jakże znane: „jesteśmy sto lat za Murzynami” albo „Ty Żydzie” – to kolejny przejaw dyskryminacji, rasizmu na poziomie języka. Nie można pozwalać na to, aby pewne grupy społeczne, rasowe czy narodowościowe były uznawane za gorsze. Każdy z nas jest równy w teorii, rzeczywistość jednak pokazuje, jak wielkie jest wykluczenie i jak błędne myślenie jemu towarzyszy.
  Jeśli żyjemy w kraju, gdzie dominacja religii rzymsko-katolickiej jest widoczna, może warto zacząć żyć wedle nauczania Chrystusa, który ludzi traktował jednakowo? Może warto wczuć się w rolę dyskryminowanego, spróbować wejść w jego skórę i poczuć jak ciężko jest żyć ze świadomością, że jest się powszechnie odrzucanym, nieakceptowanym, uznawanym za gorszego? Może warto po prostu, po ludzku – tolerować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz